Ojciec Feliks cieszył się opinią świętości jeszcze za życia, więc po jego śmierci zaowocowała ona szybkim rozwojem kultu. Przyczynili się do tego najpierw współbracia dominikanie. Żywoty Feliksa pojawiły się niemal we wszystkich nowożytnych pracach historycznych, dotyczących dziejów zakonu. Autorzy tych dzieł, przekonani o świętości prowincjała, przytaczali historie nadprzyrodzonych zdarzeń, będących jego udziałem. Po raz pierwszy czytamy o świętości Feliksa w dziele pt. Propago Divi Hyacinthi Thaumaturgi Poloni seu de rebus praeclare gestis In Provincia Poloniae Ordinis Praedicatorum, wywdanym w Wenecji w 1606 roku, zatem zaledwie kilka lat po jego śmierci. Autor, dominikanin Abraham Bzowski, znał Feliksa osobiście, ponieważ przebywał w klasztorze krakowskim w okresie sprawowania przez niego urzędu prowincjała. Informacje Abrahama Bzowskiego możemy uznać za bardzo wiarygodne. To Bzowski pozostawił relację o cudownym napełnieniu spiżarni klasztornej w czasach, kiedy Feliks był przeorem w Krakowie. Wspólnota cierpiała niedostatek, a dzięki ufnej modlitwie Feliksa otrzymała niespodziewany dar. Uznano to za niezwykłe wydarzenie. Relację tę przedstawiamy w wersji Piotra Dyrowskiego (pisownia oryginalna):
I tak gdy był przeorem krakowskim podczas głodu przytrafiło się dnia jednego, że bracia zakonni nie mieli czym za siebie zwątlonych sił swoich, ani uprosić mogli w mieście jałmużny. Wielebny jednak Felix pokładając ufność w Bogu, Opatrzycielu, gdy przyszła godzina do brania pokarmu, kazał dzwonić do stołu, zeszli się wszyscy i po błogosławieństwie według zwyczaju zakonnego siedli do stołu, nie wiedząc skąd ma być obiadek zakonny, lecz mąż Boży uczynił do braci przemowę: „Jako Panu Bogu służymy, bracia najmilsi, tako też nam daje. Ale nie wątpmy w miłosierdziu Boskim przykładem patriarchy naszego Dominika Świętego, któremu Pan Bóg (w podobnej potrzebie) przez aniołów świętych tyle chleby przysłał, ile było każdemu z braci potrzeba”. A gdy Felix skończył mowę, do furty zadzwoniono. Furtian wyszedłszy do furty tyle jałmużny znalazł od różnych dobrodziejów przysłanej, że i bracia mieli dostatek, i ubogim szczodrze udzielono, spiżarnię napełniono, za co Panu Bogu z podziwieniem dziękowali.
Ta piękna opowieść wcale nie jest pozbawiona kontekstu historycznego. Na przełomie lat 60 i 70 XVI w. klasztor krakowski naprawdę przeżywał poważny kryzys materialny, o którym wiadomo również z innych źródeł. O sytuacji klasztoru pisano wręcz: skrajna bieda (extremae pauperitatis).
Bzowski opisał również nadprzyrodzoną wizję, której Feliks doświadczył w klasztorze krakowskim. O widzeniu miał sam poinformować braci.
(…) pewnego czasu będąc w Krakowie w czasie wolnym od zabaw szkolnych pozwolił braciom zakonnym rekreacji w refektarzu krakowskim, gdy się w późną porę w nocy zabawiali, czas na świeckich nowinach trawili, a o Boskich rzeczach przed Ukrzyżowanym Jezusem [zapomnieli], ujrzał Ś[więtego] jednego w ubiorze biskupim z kijem idącego ku refektarzowi i grożącego karaniem braci, ujrzał także dwóch innych, jednego w ubiorze biskupim, a drugiego w habicie zakonu swego przepraszających pierwszego, aby darował cieszącym się braciom. Dał się ubłagać Ś[więty] w tym widzenie znikło. Felix wszedłszy do refektarza opowiedział braciom, co widział i surowo napomniał że podczas zakonnego od prac wypocznienia w samym tylko Bogu cieszyć się byli powinni. Oni święci jako się dorozumiewali. Bracia byli: B[łogosławiony] biskup Iwo Krakowski, Ś[więty] Jacek i B[łogosławiony] Wit pierwszy biskup litewski zakonu kaznodziejskiego, których ciała spoczywają w Krakowie, w kościele Świętej Trójcy Ojców Dominikanów.
Relację o ukazaniu się Feliksowi biskupa Iwona Odrowąża oraz dominikanów, św. Jacka i bł. Wita należy rozpatrywać w kontekście chęci podkreślenia świętości jego obyczajów i troski o wychowanie braci w duchu prawdziwej pobożności. Objawienie się Feliksowi św. Jacka, najważniejszego polskiego dominikanina, należy wiązać z wyraźnym ożywieniem kultu pierwszego polskiego dominikanina w tamtym okresie. Choć autorzy nie piszą o tym wprost, to jednak mamy prawo przypuszczać, że Feliks z Sieradza również odznaczał się nabożeństwem do wsławionego licznymi cudami założyciela polskich dominikanów i jako prowincjał brał aktywny udział w staraniach o jego kanonizację.
Największy zbiór cudów, dokonanych za wstawiennictwem Feliksa z Sieradza, przekazał nam sieradzki przeor Piotr Dyrowski w jego żywocie, wydanym w 1792 roku, a zatem niemal dwa stulecia po śmierci prowincjała. Dyrowski był zakonnikiem gruntownie wykształconym, o którym w kronikach zakonnych zanotowano, że „nieustannie wertował bibliotekę i czytał książki”. Znał zapewne przekazy hagiograficzne o Feliksie z dzieł Bzowskiego i innych autorów, ale przede wszystkim czerpał informacje z nieistniejącego dziś źródła proweniencji klasztornej. Jak sam pisał: „cuda tu przytaczam, którem wyjął z rękopism starodawnych konwentu sieradzkiego”. Owe „rękopisma”, które czytał osobiście Dyrowski, były księgą cudów, zdziałanych za przyczyną Feliksa, spisywaną w klasztorze w Sieradzu przez ojca Antoniego Jarocińskiego. Piotr Dyrowski zaznaczył też, że przytacza w swoim dziele tylko część cudów, zdziałanych przez Feliksa. Wiele z nich nie zostało zapisanych i nie zachowały się dla kolejnych pokoleń.
Jest niemal pewne, że w XVII wieku kult Feliksa z Sieradza był tak popularny, że w klasztorze istniało swoiste „biuro cudów”, w którym zapisywano świadectwa nadzwyczajnych interwencji Bożych, zdziałanych za jego pośrednictwem. Dobitnie przemawia za tym świadectwo Tomasza Pastuszki, woźnicy Feliksa. Zeznał, że kiedy jadąc z Krakowa do Sieradza przejeżdżał ze słynnym prowincjałem przez most na rzece Warcie, został uratowany od nieszczęścia dzięki jego modlitwie. Pastuszka złożył to zeznanie wiele lat po śmierci Feliksa, być może zachęcony przez sieradzkich Braci Kaznodziejów i natchniony innymi opowieściami o cudotwórczej mocy dominikanina, zmarłego w opinii świętości.
Feliks był niezwykle skuteczny w ratowaniu tych, którzy wzywali jego pomocy w różnych chorobach. Wieści o cudownych uzdrowieniach rozchodziły się bardzo szybko – wkrótce jego grób, znajdujący się w klasztornym kościele, stał się miejscem modlitwy i pielgrzymek czcicieli. Jak podaje Dyrowski: „brat jeden w ciężkiej chorobie zostający, ofiarowawszy się do grobu Wielebnego Feliksa, natychmiast zupełnie był uzdrowiony”.
Do Feliksa zwracano się także w przypadkach choroby zwierząt domowych. Pewna nieznana mieszczka sieradzka w 1762 roku, podczas pomoru bydła, poleciła opiece Feliksa cały swój inwentarz. Wstawiennictwo dominikanina było na tyle skuteczne, że w nadzwyczajny sposób jej zwierzęta ocalały, podczas gdy wszystkie okoliczne wymarły.
Kolejnym charakterystycznym rysem jego świętości była pomoc w różnych niebezpieczeństwach, wśród których najczęściej wymieniano pożary. Szczególnie groźne były one w miastach, gdzie w XVII i XVIII wieku często przeważała gęsta, drewniana zabudowa. Pożar w mieście był prawdziwym kataklizmem, w którym wielu traciło życie i cały dobytek. Mieszkańcy Sieradza wierzyli, że ocalenie od licznych niebezpieczeństw zawdzięczają właśnie Feliksowi. Przypisywano mu uratowanie miasta podczas wielkiego pożaru. Wówczas słynny dominikanin miał się ukazać nad swoim miastem z naczyniem wody i ugasić ogień. Nie podano daty tego zdarzenia; wiadomo, że w XVII wieku Sieradz był nawiedzany przez pożary bardzo często. Do wielkiego pożaru doszło między innymi w 1653 roku. Spłonęły w nim ratusz i 32 domy. Po pożarze z 1690 roku w całym mieście ocalały zaledwie 73 domy.
O uratowaniu przez Feliksa kościoła klasztornego od ognia dał również świadectwo mieszkaniec miasta Jan Podolski. Według jego relacji, mieszkańcy miasta dostrzegli ogień w kościele i natychmiast obudzili zakonników. Gdy otwarto drzwi, okazało się, że ogień zgasł, co zgodnie uznano za zasługę Feliksa, którego grób znajduje się w kościele.
Feliks z Sieradza miał też chronić mieszkańców podczas najazdów szwedzkich (zawłaszcza w dobie wielkiej wojny północnej). Wszystkie przekłady cudownego ocalenia miasta przez Feliksa świadczą dobitnie o tym, że w okresie staropolskim jego kult wśród mieszkańców Sieradza był bardzo rozpowszechniony.
Feliks wybawiał także zwracających się do niego o pomoc w innych opresjach. Cudowne ocalenie od niebezpieczeństwa utonięcia zawdzięczał Feliksowi nie tylko wspomniany Tomasz Pastuszka, ale również starosta sieradzki Jan Bykowski. Odznaczał się on wielkim nabożeństwem do tego zakonnika. Pewnej nocy zabłądził, wjechał powozem w bagnisko i tylko nadprzyrodzona pomoc Feliksa uratowała go od śmierci. Zeznał on też pod przysięgą, że innym razem ukazała mu się postać Feliksa, modlącego się do Boga za miasto Sieradz. Jan Bykowski, który objął starostwo sieradzkie w 1606 roku, był synem Stanisława Bykowskiego, późniejszego wojewody sieradzkiego. Cały ród Bykowskich był blisko związany z zakonem dominikanów.
Pamięć o ojcu Feliksie była żywa w zakonie dominikanów jeszcze w XIX stuleciu. Ojciec Sadok Barącz, autor wydanego w 1861 roku Rysu dziejów Zakonu Kaznodziejskiego w Polsce, poświęcił postaci Feliksa z Sieradza obszerny passus. Wnikliwie opisywał jego szlachetne przymioty, nie pomijając cudów przez niego zdziałanych:
Felix z Sieradza jaśniał w zakonie i wysoką doskonałością życia, i wyborną nauką, dla której został Doktorem Pisma Świętego, a w kościele krakowskim Panny Maryi na Rynku kaznodziejski urząd przez lat jedenaście sprawował. Gorliwemi kazaniami swemi wielu grzesznych do pokuty pociągał, a heretyków do wiary świętej nawracał. Dla szlachetnych przymiotów po dwakroć obrany prowincjałem w Polsce, Urząd ten zaszczytny roztropnie i przykładnie odprawił, nauczając słowem a żywym przykładem pociągając do wielkiej pobożności władzy swej braci poruczonych. Mocną jego ufność i wiarę cudownem Opatrzności swojej dziełem, Bóg raczył objawić.
Gdy bowiem w Krakowie był przeorem, trafiło się, że bracia ani chleba, ani innego pożywienia nie mieli, a nawet i sposobu nie było do nabycia onego; wcale tem nie zmartwił się, ale ufając w Bogu kazał zadzwonić na obiad, a błogosławić według zwyczaju. Siedli do stołu bracia nie wiedząc, skąd ma być obiad. A wielebny Felix uczynił do nich przemowę bardzo żarliwą, mówiąc: »Jako Panu Bogu służymy, bracia najmilsi, tak nam też on daje; ale nie wątpmy w miłosierdzie Jego, świętym przykładem Patriarchy naszego Dominika Świętego, któremu pan Bóg w podobny czas przez anioły święte posłał do stołu chleba tak wiele, ile było każdemu z braci trzeba«. A gdy kończył mowę swoją do braci, oto dzwonek przy furcie oznajmił o złożonej tamże przez dobrodziejów jałmużnie w takiej ilości, że i bracia mieli dostatek jedzenia, i ubogim szczodrze udzielono, i spiżarnię napełniono, za co Panu Bogu wszyscy w podziwieniu wielkiem dziękowali. Mąż ten zakończył życie w Sieradzu w 1607 roku. Po śmierci w lat kilkanaście ciało jego nienaruszone znaleziono, a z grobu jego dziwny zapach wychodził i światłość zdawał się widzieć ludziom, którzy w potrzebach swoich do zasług tego męża Bożego udawali się. Dzieje głoszą, iż braciszek zakonu naszego w gorączce wielkiej zostający ofiarował się do grobu jego i zaraz do pierwszego powrócił zdrowia.
Błędną datę śmierci Feliksa (w 1607 roku) Barącz zaczerpnął z dzieła Abrahama Bzowskiego. Cudowne zachowanie ciała zmarłego oraz niezwykły zapach, który wydobywał się z jego grobu – to oznaki, będące namacalnym potwierdzeniem świętości. Towarzyszyły one wielu wybitnym świętym Kościoła, m.in. św. Andrzejowi Boboli, św. Teresie od Dzieciątka Jezus czy św. ojcu Pio z Pietrelciny.
W 1864 roku, po upadku Powstania Styczniowego, władze carskie przeprowadziły kasatę klasztoru sieradzkiego. Zakon dominikanów znalazł się w trudnej sytuacji. To sprawiło, że kult Feliksa z Sieradza zaczął powoli zanikać. W 1887 roku znarł ojciec Zefiryn Kołomyski, ostatni sieradzki dominikanin. Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości dominikanie nie wrócili już do Sieradza. Zabytkowy klasztor niszczał. Podczas pobytu w Sieradzu dawnym klasztorem dominikanów zainteresowała się matka Urszula Ledóchowska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego. Dzięki jej staraniom, w 1922 roku siostry urszulanki osiedliły się w podominikańskim klasztorze. Mieszkają i pracują tu do dziś. Pamięć o słynnym prowincjale dominikańskim Feliksie ocalała tylko w jego wizerunku, namalowanym przez współbrata zakonnego oraz w przepięknych starych księgach.